Pochylona, w bereciku na bakier brudnoróżowego koloru, w grubych pończochach, w nieprawdopodobnie barwnych letnich sandałkach, w barchanowej sukience (czarno-żółta krateczka), w długim niedobranym do tego swetrze i jeszcze w apaszce czerwonawej - pod brodą - siedzi niepewnie przy stoliku. Kobieta zmęczona życiem, spracowana o niesprecyzowanym wieku: pięćdziesiąt? sześćdziesiąt? choć wynikałoby z tego co mówi, że około czterdziestki... W ręku jaskrawożółta siatka na zakupy a w niej - termos, herbata, kanapki. Od czasu do czasu sięga po kubeczek lub kęs chleba z czymś tam. Wygląda jak osoba, która przyszła na dłużej, bo ma interes. Istotnie - opowiada całe swoje życie. Właściwie opowiada o synu, Januszku. - To dziś zanikająca umiejętność: dar opowiadania żywo, barwnie, naturalnie. Mieli go kiedyś liczni gawędziarze: szlacheccy, chłopscy, lumpenproletariaccy; w mieście i na wsi. Mieli - podobno - ten dar, który s
Tytuł oryginalny
Genowefa Smoliwąs opowiada
Źródło:
Materiał nadesłany
Kultura nr 25