GDYBYM kiedyś miał okazję chętnie sam zabrałbym się za "Wyzwolenie" i wyreżyserował je po swojemu. Na dobrą sprawę da się z niego i z tysiąc interpretacji wykroić, i pewnie każda prawdę powie o nas, w dniu dzisiejszym, jutro, pojutrze, za rok i chyba jeszcze długo potem. Bo świetny to, wciąż żywy i wielki dramat. O Polsce, Polakach. Pełen patosu, bólu, goryczy, ironii, pełen melancholii i jednak... wiary. Jeleniogórski spektakl "Wyzwolenia" zaczyna się już na schodach. Muzyka Chopina. Narodowy ołtarz z rekwizytów dawnych zwycięstw - husarskie skrzydła, szyszaki, sztandary, zbroje i rytualne świece. Półmrok. Sala teatralna wypełniona biało-czarnymi obrotowymi krzesełkami, pośrodku trzy niewysokie podesty. W pierwszej chwili kojarzy się z salą operacyjną. Nad głowami w czterech rogach naświetlacze. Wszystko robi wrażenie sterylności, chłodu, wywołuje niepewność. W takiej właśnie scenerii dokonała Alina Obidniak bardzo udanej operacji na
Tytuł oryginalny
Gdybanie wyzwolone
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Robotnicza nr 20