EN

17.04.2009 Wersja do druku

Edmond, czyli każdy

Polskie teatry podchodzą do twórczości Davida Mameta jak pies do jeża. Spektakl warszawskiej Montowni, choć może zbyt bezpieczny, ma szansę odwrócić tę tendencję

Mamet to mistrz nad mistrze. Znam niewielu współczesnych dramatopisarzy z takim wyczuciem stylu, krwistego języka, dynamicznego dialogu. Niewielu tak jak on umie konstruować sylwetki bohaterów. Rzekłbym, że przynależą oni do najlepszej tradycji amerykańskiego kina. David Mamet zna ją jak mało kto. Wiele jego sztuk doczekało się ekranizacji, często w reżyserii autora. Wiele filmów nie osiągnęłoby sukcesu bez jego scenariusza. Gdybym miał wybrać jeden ulubiony utwór Mameta, wskazałbym bez wahania "Glengarry Glen Ross". W zamkniętym kręgu sprzedawców nieruchomości zamknął on mały traktat o potędze ludzkiej chciwości. Mam jeszcze w oczach sceny z ekranizacji sztuki, podpisanej przez Jamesa Foleya - genialne role Pacino, Lemmona, Spaceya. Polski teatr zwykle jest wobec sztuk Mameta bezradny. Z "Glengarry..." zrobiono w warszawskim Powszechnym grzeczny seans dla każdego, w krakowskim Starym przed laty nie udało się "Przerżnąć sprawę". Wyjątkiem od re

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

Dziennik Polska Europa Świat, dodatek Kultura, nr 90

Autor:

Jacek Wakar

Data:

17.04.2009

Realizacje repertuarowe