To dzieła Verdiego podczas premiery w 1840 r. w mediolańskiej La Scali spotkała sromotna klęska. Fakt ten kilkakrotnie przypominają realizatorzy polskiej premiery "Dnia królowania'' w interesująco, jak zwykle, redagowanym programie Wrocławskiej Opery. W owej szczerości nie widzę jednak specjalnej odwagi - wobec dość powszechnej dziś w świecie mody na odkrywanie zapomnianych kart ze spuścizny wielkich twórców. To raczej wyjaśnienie powodu, owej niepamięci, a także chyba usprawiedliwienie i rodzaj asekuracji... Wszak z pewnością nie mamy tu do czynienia z arcydziełem. Wręcz zaskakująca wydaje się banalność i wtórność pomysłów muzycznych, utrzymanych w konwencji trochę Rossniego, trochę Dionizettiego - u kompozytora, który przecież już niebawem okazał się jedną z największych indywidualności w dziejach opery. Ponoć partytura wymagała też niejednego retuszu w instrumentacji, a mimo to orkiestra razi niekiedy hałaśliwością. Jedna
Tytuł oryginalny
Dzień królowania
Źródło:
Materiał nadesłany
Słowo Polskie nr 133