Najpierw zgasło światło, zaszumiało nad głowami, zaskrzypiało, z wysokości balkonu zjechało kilkanaście metrów folii, potem huknęło, ktoś z pierwszych rzędów zakrzyknął "Ludzie, pomocy!" i tak się zaczęła "Antygona" Anny Chodakowskiej i Leszka Mądzika.
Do tego przedsięwzięcia Teatr im. Osterwy w Lublinie przygotował się bardzo starannie. Zatrudniono najlepszych w kraju specjalistów od kostiumu (Zofia de Ines) i muzyki teatralnej (Zygmunt Konieczny). Uszyto czarne pokrowce na archaiczne złocenia i plusze w lożach i na balkonach, żeby sala pogrążyła się w nowoczesnej czerni. Inscenizować miał bowiem twórca Sceny Plastycznej KUL rzeźbiarz mroku Leszek Mądzik. Za reżyserię zabrała się Anna Chodakowska, aktorka warszawskiego Teatru Studio, która objęła również główną rolę. I stało się. Słońce Grecji zgasło i nad tragedią Sofoklesa zapadły egipskie ciemności. Zagrała mroczna, szeleszcząca jak pustynny piasek muzyka Koniecznego, a między jeżdżącymi w górę i w dół częściami scenografii Mądzika poczęły się majestatycznie przesuwać piękne kostiumy Zofii de Ines, ledwo, ledwo wyłaniające się z mroków, na tyle jednak, abyśmy docenili wysmakowany projekt. I dopiero gdzieś przy trzeci