Nawołujemy naszych inscenizatorów do pokazywania współczesnych sztuk. I czynimy to z przekonaniem, że zostanie uratowany teatr. Bo, jak światli i znający się na przedmiocie krytycy powiadają, przeżywamy kryzys. Ba, jakich to my już kryzysów w sztuce nie przeżywaliśmy. Albo inaczej mówiąc, jakich to już kryzysów nam nie wymyślano. Wymyślono więc, że proza ginie. Kopano już jej groby. I stawiano nagrobki. O poezji mówiono, że umarła. Bo już tacy jesteśmy. Lubimy się w efektownych zwrotach. W wyznaczaniu racji zjawiskom, którym racji wyznaczyć się nie da. Które są poza wszelkimi racjami. Bo chodzą samopas. Chodzą własnymi drogami. Nawołujemy reżyserów, żeby pokazywali nam sztuki, wielkie dramaty współczesne, a oni sięgają po Norwida, Słowackiego i Szekspira. Czyżby rzeczywiście nie było współczesnej dramaturgii? Jeśli wierzyć znawcom to nie ma. Bo kto tak naprawdę jest współczesny? Różewicz, Mrożek, Iredyński, Karpowicz, Grochow
Źródło:
Materiał nadesłany
Wiadomości, nr 41