Kiedy oglądamy na scenie zamknięte pudło, nie czekamy na to, co ono otworzy. Wiemy bowiem, że przez jego czwartą ścianę zobaczyć mamy to, co w istocie skazane jest na zamknięcie. Poznańska inscenizacja sztuki Athola Fugarda "Dzień dobry i do widzenia" posługuje się jednym rekwizytem, od razu interpretując tę sztukę niemal do końca. Jedyny właściwie zabieg sceniczny, zastosowany przez reżyserkę spektaklu i odtwórczynię głównej roli - Halinę Łabonarską oraz scenografa Jerzego Juk-Kowarskiego, stanowi zwielokrotnienie tego rekwizytu, który jest jednocześnie i symbolem i użytkowym przedmiotem. Przywodzi niezawodnie na myśl szary karton rodzinnych pamiątek, rodowy spadek, który osoby tego dramatu tak czy inaczej osacza. Przerzucane i rozpruwane gorączkowo kartony uprzedmiotowują tę spuściznę, sprowadzają ją do wymiarów realnych - jedwabnej sukienki matki, stroju do pierwszej komunii, pary chowanych na lepsze okazje bucików, starych gazet, nasion.
Tytuł oryginalny
Dramat genealogii
Źródło:
Materiał nadesłany
Nurt