Spośród niemałego przecież dorobku scenicznego autora "Pańskich dziadów" do żelaznego repertuaru naszych scen weszły trzy komedie: "Klub kawalerów", "Grube ryby" i "Dom otwarty"; pamiętamy jeszcze o "Radcach pana radcy", zagrano "Krewniaków", "Gęsi i gąski" - ale to już bodaj wszystko. Kiedy jednak w pierwszych dwóch wymienionych tu utworach mamy wyraźnie przeprowadzoną intrygę, w "Domu otwartym" brak właściwie jednolicie skonstruowanej fabuły. To tylko trzyaktowy obrazek sceniczny o nieudanym baliku u państwa Żelskich, w który komediopisarz wplótł misternie cieniutkie wątki dotyczące poszczególnych figur komedii. Jest ich prawie tyle, ile postaci w "Domu otwartym". Ta specyficzna konstrukcja komedii - i to komedii stanowiącej satyrę obyczajową osadzoną bardzo ściśle w czasie przeszłym, a więc dziś już właściwie zupełnie zwietrzałej - powinna, zdawałoby się, nie sprzyjać utrwaleniu scenicznej egzystencji utworu. Stało się jednak inaczej
Tytuł oryginalny
>>Dom otwarty<< - dla aktorów
Źródło:
Materiał nadesłany
"Teatr" nr 19