Nietrudno się domyślić, że realizatorów teatralnej wersji "Czyż nie dobija się koni?" może do białej gorączki doprowadzić przywoływanie przy każdej okazji filmu Sidneya Pollacka. Świadomość tego wzmaga obejrzenie spektaklu. Tamto dzieło - zwarte i skończone - bazowało na innych elementach możliwych do wyłuskania z książki Horace'a Mc Coya niż przedstawienie powstałe w Teatrze Osterwy. Pytanie tylko, czy reżyser Tadeusz Kijański i jego współpracownicy postawili - przepraszam za nachalne skojarzenie - na właściwego konia? I czy go nie dobili? PRZEŁAMMY konwencje i rozpocznijmy od aktorów i to może nawet od " otoczki" głównych bohaterów. To dziwne: najlepsze są role wyraziste z pewnym przegięciem. Jacek Gier czak tylko dzięki temu zbliżył się do zakodowanego w Świadomości odbiorców obrazu amerykańskiego konferansjera - menago, że do końca wykorzystał środki stosowane przez tych entuzjastycznych krzykaczy. Joanna Morawska mogła uwiarygod
Źródło:
Materiał nadesłany