EN

11.06.1999 Wersja do druku

Diabły z Loudun

Ojciec Grandier, przywiązany do krzesła, siedzi na podwyższeniu odwrócony plecami do nas. My, stłoczeni przed wejściem, spoglądamy z wysokości schodów na drugą stronę ulicy, gdzie siedzi on. Zanim nasz wzrok dotrze do jego pleców, musi pokonać chodnik, jezdnię, tory tramwajowe, jeszcze jeden chodnik, następnie Matkę Joannę od Aniołów i siostry z jej zakonu, szpaler królewskich gwardzistów, samego króla, kardynała oraz szereg zakapturzonych mnichów trzymających pochodnie. Ojciec Grandier jest spokojny i niewinny, twarz ma zwróconą w stronę nieczynnej fontanny i nie rusza się w ogóle. Nastrój jest podniosły i pełen oczekiwania. Chwila dekoncentracji i za krzakami po lewej od Ojca Grandier dostrzegam przyczajony wóz strażacki, dalej, na skrzyżowaniu, policjanta we fluorescencyjnej kamizelce tamującego (w pojedynkę!) falę aut i pojazdów szynowych. Ci z pasażerów, którzy nadgorliwie skasowali bilety zaraz po wejściu do pojazdu, stepują ze zni

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Diabły z Loudun

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Wielkopolska Nr 134

Autor:

January Misiak

Data:

11.06.1999

Realizacje repertuarowe