Mało dziś wiemy o diable. Niektórzy twierdzą, że go nie ma. Kusemu w to graj. Pozbawiony konkretnego kształtu, może się wcielać w tłum, a nawet w całe narody. Odstawia tandetne fuszerki, a zbiera najobfitsze żniwo. Czasem jednak ma ochotę się pokazać. Gdyby to zrobił na ulicy, nikt nie potraktowałby go poważnie. Ot, przebieraniec. Kiedy jednak przemawia w teatrze, może liczyć na skupioną uwagę. Za miejsce swojego najnowszego "show" wybrał teatralną piwnicę przy ul. Kanoniczej. Zanim pokazał się publiczności jako artysta, objawił czarcią moc w sferze menedżerskiej, nie dopuszczając w ostatnich tygodniach do premier "Makbeta" i "Wiedźmy" na tej samej scenie. I wreszcie zaprezentował się pod koniec zeszłego tygodnia jako spiritus movens "Kochanków piekła" Jarosława Marka Rymkiewicza. Sztuki, która powstała dwadzieścia lat temu z zauroczenia Calderonem oraz połączenia wywróconego na opak tytułu ("Kochankowie nieba")
Tytuł oryginalny
Diabeł na Kanoniczej
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta w Krakowie nr 39