Delikatne igranie z konwencją. Damy to damy - w balzakowskim rozkwicie i bliższe współczesnemu pojmowaniu ludzkiego wieku. Major - smuga cienia męskości, ale bez przesady. Aktorzy toruńscy odświeżyli "Damy i huzary" Fredry tu i ówdzie wyrafinowanym gestem. Jakiś rok temu młody reżyser Grzegorz Jarzyna w warszawskim Teatrze Rozmaitości rzucił wyzwanie polskiej tradycji grania Fredry swymi "Ślubami panieńskimi". Rozpiął gorsety, rozchełstał sztywne białe kołnierzyki, przerobił dworek, "wykończył" długie rymowane wyznania miłosne i w V akcie "Ślubów" puścił płytę Bee Gees. Ten i ów krytyk stwierdził, że od tej chwili nigdy już Fredro nie będzie taki sam, że każda inscenizacja jego komedii siłą rzeczy musi podjąć wyzwanie Jarzyny. Jeśli nawet reżyserowi Andrzejowi Bubieniowi nieco ze spektaklu Jarzyny zostało (?) w sercu, to objawił to jednak z dużym umiarem. Rozpoczął "Damy i huzary" melancholijną jazzową frazą,
Tytuł oryginalny
Damy powabne
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta w Bydgoszczy nr 277