EN

30.06.1991 Wersja do druku

Czyż nie dobija się widzów?

Robert powinien być dżentelmenem konsekwentnym. Jeśli w pierwszym akcie prosi go Gloria: "Robert, zabij mnie", należało natychmiast usłuchać jej wezwania, co z pewnością byłoby z pożytkiem dla sztuki. A tak, niezdecydowanie bohatera, jego charakter nie tyle młodego, amerykańskiego, bankruta życiowego, co sfrustrowanego mięczaka (i to pewnie z domieszką krwi polskiej) przeciągnął całość do granic wytrzymałości widzów. W lubelskim Teatrze im. Juliusza Osterwy, właśnie przebrzmiała premiera sztuki wg Horacego McCoya - "Czyż nie dobija się koni?". Jeszcze niedawno i to po raz kolejny, mieliśmy możliwość obejrzenia tego tytułu jako filmu Sydneya Pollaca. Telewizja pokazała to dzieło świetnie nakręcone, będące wydarzeniem przed wieloma laty, z kreacjami najlepszych aktorów, amerykańskich. To niefortunny zbieg okoliczności. Jest okazja do porównań... Maraton, tańca; to charakterystyczne dla Ameryki szaleństwo, którego istotę tak trudno w nas

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

Autor:

Maria Dobosiewicz

Data:

30.06.1991

Realizacje repertuarowe