Z "CYMBELINEM" są niemałe kłopoty nawet na scenie normalnego teatru, może dlatego jest tak rzadko grywany. Pięć długich aktów, piekielnie zagmatwana intryga, około dwudziestu postaci głównych, a prócz nich "panowie, panie, rzymscy senatorowie, trybuni, zjawy, wróżbiarz, muzykanci, oficerowie, żołnierze, posłańcy i służba...". Jak więc pokazać tę sztukę, tak niewiarygodną a przy tym wręcz rozrzutną przez nadmiar wydarzeń? Jaki klucz znaleźć do niej, aby nie uchybić wielkości Szekspira, nie wypaczyć jego intencji i wystawić ją na scenie w dwu-trzygodzinnym wieczorze? Dodatkowy kłopot to niejasny rodzaj literacki. W pełnym wydaniu Szekspira "Cymbelin" figuruje wśród tragedii - ale czy słusznie? Reżyser J. Jarocki pokazał nam ten utwór jako komedię, co prawda dość szczególnego rodzaju, bo "czarną", chwilami nawet makabryczną, lecz może przez to bliską współczesnemu widzowi, który bawi się świetnie na różnych: "Czerwonych oberżach"
Tytuł oryginalny
"Cymbelin" i "Niemcy" na małym ekranie
Źródło:
Materiał nadesłany
Radio i Telewizja nr 31