Nie pochwalam w zasadzie praktyk tych różnych przerabiaczy, dorabiaczy i rozrabiaczy, którzy - dla tantiem i ambicji znalezienia się na afiszu w dobrym towarzystwie - traktują dzieła klasyków jako tworzywo do przerabiania, uważając że sami napiszą lepiej, mądrzej, dowcipniej niż Szekspir, Strindberg, Słowacki, Bałucki, Zapolska czy Fredro. Dotyczy ta uwaga zarówno "przerabiaczy" zagranicznych, jak i rodzimych. "Gwałtu, co się dzieje w Teatrze Rozmaitości!" - pisałem przed trzema laty w recenzji z big-beatowej "adaptacji" komedii Fredry "Gwałtu co się dzieje" dokonanej i wyreżyserowanej przez Lecha Komarnickiego. W tym samym teatrze wystawiono teraz inną komedię Fredry, znacznie rzadziej grywaną i mniej znaną "Cudzoziemszczyznę" - "z piosenkami i dygresjami Wojciecha Młynarskiego i muzyką Jerzego Derfla". Trzeba nam nowego Fredry - głosi jedna z dygresji Młynarskiego - bardzo nam się rozrosła lista wad narodowych. Młynarski jest w t
Tytuł oryginalny
Cudzoziemszczyzna w Rozmaitości
Źródło:
Materiał nadesłany
Słowo Powszechne nr 81