Gdy Edmund Kean grał wielkie role szekspirowskie, publiczność szalała, arystokratyczne damy mdlały w ekstazie, a demoniczny Byron dostał na widowni konwulsji. Życie legendarnego aktora (1788-1833), syna alkoholika i prostytutki, toczyło się poprzez najwyższe sukcesy i równie spektakularne upadki aż do tragicznego finału, gdy kompletnie zalkoholizowany i chory umarł na scenie.
Z TEJ niezwykle malowniczej biografii sztuka Dumasa - Sartre'a "Geniusz i szaleństwo", ukazuje jedynie zakończony happy endem komediowo-melodramatyczny epizod. Salonowo-alkowiane przygody wielkiego idola i wielkiego kabotyna, któremu scena mieszała się z życiem. Publiczność powinna uwierzyć, że ma do czynienia z legendarnym geniuszem sceny. Dlatego Daniel Olbrychski w roli Keana przedstawienie w Teatrze Powszechnym rozpoczyna od fragmentów wielkich monologów Makbeta, Hamleta i Otella. To znakomity początek. Dalej, niestety, jest już gorzej. Arystokratyczne damy spragnione ekscytujących romansów i ich zdradzani mężowie, szturmujący wierzyciele i stawiający im czoło garderobiany, rywalizacja z księciem Walii, sekretne liściki i zagubione wachlarze - tego XIX-wiecznego schematu nie sposób brać dziś poważnie. Andrzej Łapicki, reżyserując "Geniusz i szaleństwo" rozegrał więc tę całą warstwę romansową na granicy parodii. Ceną takiej koncepcji stało s