Zaskakująca sztuka, wytrawna reżyseria, świetne aktorstwo - słowem bardzo udana premiera w Teatrze Nowym, wywołująca wzruszenie, śmiech i refleksję nad ludzką kondycją. A zaskakująca także dlatego, że chociaż przetykana gęsto wulgaryzmami typu "hard" (jak to ostatnio w modzie na naszych scenach), nie wywołuje przecież zniesmaczenia. "Samotny zachód" Irlandczyka Martina McDonagha to przypowieść o dwóch braciach na głuchej, irlandzkiej prowincji, prostackiej i grzesznej. Do domu tych dwóch wiecznie kłócących i tłukących się typów, niemal patologicznych, zagląda czasem duchowny, który przeżywa wieczne kryzysy wiary z powodu braku wpływu na swoją trzódkę, i chętnie wraz z braćmi pociąga bimber. Wpada tam także panienka, która trudni się obnośną sprzedażą miejscowego bimbru. Sztuka ta, pozornie o charakterze obyczajowo-społecznego reportażu, ma wszakże drugie dno, co nader trafnie uwypukla reżyser Eugeniusz Korin. Jego przedstawienie trak
Tytuł oryginalny
Brutalny teatr
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Poznańska nr 11