EN

1.10.2003 Wersja do druku

Białe małżeństwo młodziaków

1. Żadna to tajemnica, że wielu niegłupich skądinąd ludzi nie przepada za teatrem, bo się tam nudzi albo wstydzi. Nie chodzi na­wet o egzystencjalny "wstyd bycia człowie­kiem", który bywa skutkiem silnego mię­dzyludzkiego napięcia i samego podziału na oglądanych i oglądających, lecz o naj­zwyklejsze zażenowanie. Prawdziwie uda­ne przedstawienia znoszą ów fatalny dys­komfort: choćby widz czuł się na nich ob­rażany i obnażany, nie musi myśleć z nie­pokojem, jak też w tej chwili czują się ak­torzy. Na "Białym małżeństwie" wyreżyserowanym w Teatrze Powszechnym w War­szawie przez Grzegorza Wiśniewskiego1 trudno niestety uciec od tej myśli - uszy trochę płoną. To śliska sztuka, sama się prosi, by ze­pchnąć ją w farsę: mamy tu przecież dwie nastolatki na progu erotycznego uświado­mienia, falliczne żarty, sprośnego dziadu­nia, ojca molestującego matkę i kucharcię, a do tego wszystkiego hożą dójkę, która przebiega przez scen�

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Białe małżeństwo młodziaków

Źródło:

Materiał nadesłany

Dialog

Autor:

Justyna Jaworska

Data:

01.10.2003

Realizacje repertuarowe