EN

31.10.2008 Wersja do druku

Bez krzty świętości czyli "Don Giovanni"

Ma rację Marek Weiss-Grzesiński: od pytania, kim jest Komandor, "zależy kształt przyszłego spektaklu, jego przesłanie i sens". Dotychczasowi Komandorzy - również w jego inscenizacjach - byli przybyszami z zaświatów. Najnowszy, gdański, jest Komandorem fałszywym, kimś przebranym za Komandora, postacią teatralną, a nie metafizyczną. A co się dzieje, gdy w imię racjonalizmu metafizyka zostaje z "Don Giovanniego" wyeliminowana? Nic tu prawdziwego nie zostaje, wszystko jest grą, intrygą, udaniem. Teatrem. Prawdziwa pozostaje tylko muzyka Mozarta. To nie tyle może odważny, co bardzo ryzykowny reżyserski krok Grzesińskiego. Jego inscenizacja nie chce iść na całość, zatrzymuje się wpół drogi modernizacji. Laptop i aparat fotograficzny w torbie służącego Leporella, a zarazem kronikarza podbojów erotycznych swego pana, najbardziej rzucające się w oczy znaki uwspółcześnienia fabuły "Don Giovanniego" to mało. Mogłyby pojawić się jeszcze w rękach spis

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Bez krzty świętości czyli "Don Giovanni"

Źródło:

Materiał nadesłany

Polska Dziennik Bałtycki nr 256

Data:

31.10.2008

Realizacje repertuarowe