EN

26.12.1965 Wersja do druku

Balladyna braci Grimm

Istnieją rozmaite krainy fanta­zji. Ta, po której oprowadza nas Słowacki w "Balladynie" nale­ży do szczególnie urokliwych. Jest to bowiem dziennik lektur poety. Historycy literatury wypisali już pełny ich rejestr, a teraz widz mógłby oglądać, jak ariostyczna iro­nia Wieszcza rozprawia się z Szek­spirem i Mickiewiczem. Mógłby, ale niestety twórcy spektaklu w Teatrze Polskim zredukowali Słowackiemu lektury. Kazali mu czytać wyłącznie okrutne klechdy braci Grimm, a potem streszczać je własnymi słowami. Należy zresztą twórców po­chwalić za konsekwencję. Co umy­ślili, to zdziałali. Powstał spektakl klarowny w swojej ponurości, na który przedszkolanki powinny pro­wadzić niegrzeczne dzieci, żeby wie­działy co je czeka, kiedy będą nie­dobre dla mamy. Celowość podob­nej operacji podważona jest prze­cież przez oczywiste stwierdzenie, że Teatr Polski to nie Baj. I że metody dydaktyzmu nieco się od czasów braci Grimm zmieniły. Na Karasia zd

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Balladyna braci Grimm

Źródło:

Materiał nadesłany

Kultura nr 52

Data:

26.12.1965

Realizacje repertuarowe