Rok jubileuszowy Sceny Narodowej uczcił Teatr Polski wystawieniem "Balladyny", ulubionego dziecięcia poety, jego "faworytki", jak zwał ją Słowacki w listach do matki i do przyjaciół. Króluje więc nam znowu piękna Balladyna, "a piorun, który spadł na jej chwilowe panowanie", błyska co wieczór w teatrze, roztaczając nad głowami słuchaczy "lekkie, tęczowe i ariostyczne obłoki" poezji. Najczęściej niegdyś grywane na naszych scenach dzieło Słowackiego jest dziś bodaj jednym z najtrudniejszych do teatralnej interpretacji. Oczywiście, takiej interpretacji, która by potrafiła wyrwać je nareszcie z zakorzenionej tradycji szekspirowskich konwencji inscenizacyjnych i ukazać jego niezwykłą i świetną oryginalność. Powiązania fabularne "Balladyny" z "Królem Learem", "Makbetem" i "Snem nocy letniej" - zbyt jawne, by można je było traktować jako rzecz niezamierzoną przez poetę - zaciążyły przecież już od pierwszych premier dziewiętna
Tytuł oryginalny
"Balladyna"
Źródło:
Materiał nadesłany