Na początku jest Wielki Kac. Przed chałupą krytą strzechą, która dworku nawet nie udaje, na brudnym podwórku wyłażą z zakamarków zmiętoszone ludzkie kukły. Kapelan serwetą przewiązujący sobie obolałą głowę, rozmamłany Major. Utytłany w słomie sługa przegania senne kury, z trudem podnoszą się z ziemi kolejni huzarzy. Wrażenie krańcowego zaniedbania, ostatecznej ruiny i wtedy Major, zasiadając do śniadania zastawionego na beczce, mówi: "Nienawidzę nieporządku". Śmiech i pierwszy efekt zaskoczenia... Tak rozpoczyna się toruński spektakl Fredrowskich "Dam i huzarów" (reżyseria Józef Skwark, scenografia Antoni Tośta, muzyka Wojciech Głuch). Ani śladu celebry, obrazków z epoki, historycznego pietyzmu. Codzienność zgrzebna i brudna. Kawalerskie gospodarstwo w fazie ostatecznego rozpadu. Gdzież ten dwór, ta wieś za którą damy będą chciały przehandlować Zosię? Bo robią to przecież cynicznie, bezwzględnie, z zimną krwią. Nawe
Tytuł oryginalny
Baby i Huzary
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Pomorska nr 68