Nie mam pojęcia jak powstawał "Apetyt na czereśnie" Agnieszki Osieckiej. Może najpierw narodziły się piosenki, a dopiero potem autorka dorobiła do nich błahą i banalną fabułkę, może było akurat odwrotnie. W każdym bądź razie piosenki są w tej sztuce równie ważne jak tekst, czasem nawet - jak sądzę - ważniejsze. Dopowiadają bowiem - subtelnie, bez mentorskiego natręctwa - to wszystko, co się nie zmieściło w dialogu. Poetycką metaforą - niekiedy zgrabnie podbarwioną humorem - puentują sytuacje, zwykłe i codzienne, jakie znamy wszyscy, jeśli nie z własnego doświadczenia, to przynajmniej z opowiadań znajomych. Coś mi się więc wydaje, że Osiecka miała przede wszystkim apetyt na - tak bliskie jej stylowi - piosenki. Na kilkanaście ładnych, obficie kraszonych dobrą poezją tekstów, mogących z powodzeniem prowadzić samodzielne estradowe bytowanie, w scenicznej oprawie nabierających wszakże specyficznego kolorytu. W "Apetycie na czereśnie" n
Tytuł oryginalny
Apetyt na piosenki
Źródło:
Materiał nadesłany
Głos Robotniczy nr 134