EN

26.05.1970 Wersja do druku

Apetyt na Iwonę...

Kiedy przed dwudziestu laty zasiadałem w teatrze na premierze prasowej, moje miejsce było w następnym rzędzie za redaktorem naczelnym. Przez dwie minuty po skończonym akcie nie wolno było wychodzić do palarni, Naczelny przechylał się bowiem do przodu, gdzie siedziała Wysoko Postawiona Osoba, aby wysłuchać opinii. Wyglądało to tak. Po pierwszym akcie naczelny odwracał się do mnie i mówił: będziemy objeżdżać. Pryncypialnie! Po drugim akcie, polecenie: sztuka nie jest taka zła. Napiszemy obojętnie. Kiedy po trzecim akcie na twarzy Wysoko Postawionej Osoby zajaśniał umiech zadowolenia, a dłonie złożyły się do oklasków, naczelny promieniał: a nie mówiłem - świetna sztuka. Możemy pisać z entuzjazmem. No i pisaliśmy. I nie było potem kłopotu. A dziś? Kogo się radzić? Kogo pytać? Szukałem takich po ostatniej premierze. Wśród publiczności. Kolega, niby przyjaciel, na moje pytanie co sądzi o sztuce powiedział: przecież to ty jesteś recenzente

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Apetyt na Iwonę...

Źródło:

Materiał nadesłany

Dziennik Wieczorny nr 122

Autor:

Michał Korczyński

Data:

26.05.1970

Realizacje repertuarowe