Intencje adaptowania komedii Fredry na użytek współczesnej sceny rozrywkowej odżywają od czasu do czasu; mieliśmy już musical z "Dam i huzarów", widowisko beatowe z "Gwałtu co się dzieje" - przyszedł więc czas i na kabaret piosenki, wsparty "cudzoziemszczyzną". Odnoszę wrażenie, że "Zemsta" nadałaby się na libretto do opery buffo w typie, powiedzmy, "Sprzedanej narzeczonej". Niemal unikalna w dorobku Aleksandra Fredry komedia dydaktyczna, jaką jest "Cudzoziemszczyzna", dobrze nadawała się pod zabiegi uwspółcześniające: zapatrzenie w blask cudzoziemskiego niklu zawsze było u nas dość natrętne, a doszło w ekstremach nawet do tego rozmiaru, iż pewien młody reżyser filmowy może dziś zwierzyć się publicznie, że prawdziwie dobrze mu się pisze scenariusze dopiero w "małym mieszkanku" przy Saint Germain. Niestety, przecież trzeba tu i to powiedzieć, że kpina z cudzoziemszczyzny wypadłaby znacznie celniej, a jej ostrza k�
Tytuł oryginalny
Ani Fredry, ani Młynarskiego
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Ludu nr 72