Klasyka narodowa tak w stołecznych, jak w krajowych teatrach bywa grywana dosyć rzadko. Choćby z tego powodu każde nowe wystawienie dramatu któregoś z naszych wieszczów, lub komedii Fredry, staje się wydarzeniem. Użyteczność tego wydarzenia np. dla młodej widowni jest poza wszelką wątpliwością. Zawsze to milej obejrzeć w trudnych, romantycznych rolach ulubionych aktorów - znanych np. z serialu "W labiryncie" - niż samodzielnie brnąć przez te cudowne, jak twierdzą belfrzy, lecz zawile metafory, które składają się w "kanoniczny" wiersz. Jeśli reżyser nie znajdzie jakiegoś interpretacyjnego kruczka, który ni stąd ni zowąd pokaże nam zbieżność tego, o czym prawi wieszcz, z naszymi czasami, cały ciężar "uwspółcześnienia" klasyka bierze na siebie aktor. I taki właśnie jest przypadek "Fantazego", który to dramat (w zamyśle Słowackiego) - nie bez powodu 20 lat później ochrzczony komedią przez wydawców utworu - wystawił ostatnio
Tytuł oryginalny
Aktorski "Fantazy"
Źródło:
Materiał nadesłany
Polska Zbrojna Nr 234