Żadnych szczebiotów ani balecików w wykonaniu dworskich notabli, żadnego pląsania i minoderii, nic z tego, do czego przyzwyczajały nas rozmaite, niedobre zwykle "Iwony". Żadnej nachalnej aktualizacji, tanich uwspółcześnień, publicystyki. W zamian za to intensywna aktualność wynikająca z dotykania intymnej tkanki egzystencji i ostre, karkołomne zestawienie groteski z tragedią, odsłanianie metafizyki, czyli właściwie groteska w całej jaskrawości, od gromkiego śmiechu do dreszczu grozy. "Iwona księżniczka Burgunda" Gombrowicza w rękach Grzegorza {#os#13932}Jarzyny{/#}. Jarzyna po świetnym debiutanckim "Bziku tropikalnym" w warszawskich Rozmaitościach rozbudził wielkie nadzieje i oczekiwania. Do krakowskiej roboty przyjął nowy pseudonim artystyczny. Z warszawskiego Horsta d'Albertisa pozostał Horst, który tym razem kończy się swojskim nazwiskiem Leszczuk. Spod nowej maski wyziera jednak znajomy już teatr. Bardzo odrębny, osobny w kształ
Tytuł oryginalny
Święta Iwona
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Powszechny Nr 3