EN

13.01.1992 Wersja do druku

Śnieg jak...śnieg

Scena Kameralnego cała w szarościach, beżowych liliowatościach, pastelach. Atmosfera buduaru, w którym nie tyle się... hm, żyje, co tęskni niebotycznie do moder­nistycznego Czegoś Nieokreślongo. Czworo bohaterów i jedna niania - Los. Wszystko z Przybyszewskiego, z jego najbardziej udanego dramatu - metafizycznego melodramatu "Śnieg", jak pi­sywano wtedy, kiedy powstał, w 1903 roku. Grywanego przez największe polskie aktorskie znakomitości. Aż do czasów Polski Ludowej, choć i w tych czasach takie próby bywały. Tytułowy śnieg to w dramacie symbol czegoś doskonałego, czys­tości moralnej, duchowej, piękności i... funkcjonalności, która, wbrew pozorom, też była fetyszem moder­nistów. Tychże modernistów, Pa­pież - szatański, jak sam się zwał, demoniczny Kujawiak, pan Stanis­ław Przybyszewski szczepiący po powrocie na Słowiańszczyznę ber­lińskie mody i rozsnuwający euro­pejskie czady ówczesnej bohemy - też tęsknił za doskonałością,

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Śnieg jak...śnieg

Źródło:

Materiał nadesłany

Glob 24

Autor:

Teresa Krzemień

Data:

13.01.1992

Realizacje repertuarowe