Wandurskiego gra się rzadko. Szajna reżyserował jego "Śmierć na gruszy" już cztery razy: w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie w 1964, w Teatrze Ateneum w Warszawie w 1966, w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu w 1969, w Teatrze Śląskim w Katowicach w 1970. I obecnie - po raz piąty. Przypomnienie tych dat poświadcza fascynację tematem i autorem. Nie wynika ona chyba z traktowania "Śmierci na gruszy" jako wybitnego utworu dramatycznego. Chodzi tu raczej o materiał, jakiego dostarcza ona twórcy, który chce na tej kanwie przedstawić własną, bardzo indywidualną jego interpretację. Zresztą zainteresowania Szajny, który tę "zabawę sceniczną w trzech aktach" wystawia w adaptacji swojej i Jerzego Broszkiewicza usprawiedliwia cytat z Wandurskiego, który miał przecież własną koncepcję te-atru, a twierdził, że "Dramat - to nuty, według których dyryguje spektaklem, ułożywszy odpowiednią partyturę gry organizator wyobraźni zbiorowego widza i instrumentator twórcz
Tytuł oryginalny
Śmierć po raz piąty
Źródło:
Materiał nadesłany
"Kultura" nr 7