Oglądałam zielonogórskie "Śluby" z młodzieżą szkolną, która w tydzień po premierze wypełniła widownię teatru. Sądząc po jej reakcjach, najlepiej na tym spektaklu bawić się będą ci, którzy sztuki Fredry jeszcze nie znają lub przynajmniej nie zdążyli jej dokładnie na lekcjach przerobić. Spektakl broni się wówczas świeżością dowcipu, intrygi, języka, komizmem sytuacji - jednym słowem broni go sam Fredro. Gorzej, gdy szkolne przeróbki dawno mamy za sobą, na dodatek zaś zdążyliśmy obejrzeć kilka fredrowskich inscenizacji. Znacie? No to posłuchajcie.. Starych opowieści słuchać można wiele razy pod warunkiem, że opowiadający znajdzie sposób na zainteresowanie nas tym, co znane, że potrafi wydobyć z opowieści jakiś nowy blask. Zielonogórskie "Śluby"nie mają tego blasku. Są normalnym "lekturowym" przedstawieniem zrobionym na miarę i możliwości tego teatru. Fredro, który zawsze był i jest ostrym sprawdzianem aktorskim,
Tytuł oryginalny
"Śluby panieńskie"
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Lubuska nr 3