W miniony piątek pan Marcin zaprosił swoją dziewczynę do Teatru im. Jaracza w Łodzi. Wcześniej kupił bilety na spektakl, który miał odbyć się na Małej Scenie. Niestety, sztuki nie obejrzał.
- Spóźniliśmy się tylko minutę i już nie chcieli nas wpuścić - opowiada wzburzony pan Marcin - a moja dziewczyna przyjechała specjalnie aż ze Skierniewic. Po nas przyszli inni spóźnieni. Razem było nas osiem osób i nikogo nie wpuszczono. Nikt nie chciał też słyszeć o zwrocie pieniędzy za bilety. Uważam, że to jest karygodne, aby w dobie gospodarki rynkowej i komercjalizacji teatr tak lekceważył swoich widzów. Oni chyba żyją jeszcze w Peerelu, gdzie klienta lub widza można było mieć za nic. Inne teatry wpuszczają spóźnionych. Ten teatr, jeśli będzie nastawiony jedynie na sprzedaż biletów, a nie na usatysfakcjonowanie widza, to chyba szybko upadnie. Pan Marcin poskarżył się nawet dyrektorowi teatru. - Niestety - opowiada - dyrektor nie znalazł czasu, żeby do końca mnie wysłuchać. Powiedział tylko, że teatr jest świątynią sztuki i nie widzi nic złego w zamknięciu drzwi z chwilą rozpoczęcia spektaklu. Ale przecież do świątyni mo