Kiedyś ktoś mu poradził: "Pan się tak uparł na to aktorstwo, a ma takie znakomite warunki na dżokeja". Ale on niezrażony trwał przy teatrze. I dziś już za samo wejście na scenę dostaje brawa - o ANDRZEJU IWIŃSKIM pisze Tadeusz Piersiak.
Andrzej Iwiński, jeden z najpopularniejszych aktorów częstochowskiego Teatru im. Mickiewicza, obchodzi 45-lecie pracy artystycznej. Jubileusz będzie fetował podczas premiery "Lęków porannych" w teatrze [na zdjęciu Andrzej Iwiński po próbie "Lęków porannych"]. Kwiatów, braw i życzeń na pewno nie zabraknie. Być może będą również anegdoty, którymi Andrzej Siwiński sypie jak z rękawa. Nam opowiedział niektóre ze swojej bogatej artystycznej przeszłości. 1. Był rok 1963. W Teatrze im. Słowackiego w Krakowie trwała próba "Marii Stuart". Byłem początkującym aktorem. Może niespecjalnie mi wychodziło, bo w przerwie reżyser podszedł do mnie i powiedział: "Panie Andrzeju, pan się tak uparł na to aktorstwo, a pan ma takie znakomite warunki na dżokeja". Ale później po premierze znów podszedł: "Niech pan jednak z tych koni zrezygnuje...". W tejże "Marii Stuart" grałem Stańczyka. Był to mój debiut, więc byłem stremowany jak cholera. Do tego